"Piknik pod wiszącą skałą" to kino środka. Bardzo artystyczne, chociaż kierowane do szerokiego grona widzów. Nie powinno przeszkadzać to na szczęście w odbiorze ani widzom-amatorom, ani
"Piknik pod wiszącą skałą" to kino środka. Bardzo artystyczne, chociaż kierowane do szerokiego grona widzów. Nie powinno przeszkadzać to na szczęście w odbiorze ani widzom-amatorom, ani koneserom. Australijczyk, Peter Weir, stworzył obraz na skalę światową. Historię kilku dziewczynek, które nigdy nie wróciły z wyprawy na Wiszącą Skałę, opisała Joan Lindsay w swojej powieści. Jej bestseller natchnął reżysera do stworzenia mistycznego filmu ogarniętego niezmierną tajemnicą.
Jest to obraz klimatyczny i od samego początku do końca zagadkowy. Widz nie ma możliwości jasnego odczytania znaków i elementów w nim zawartych - sam musi sobie z nimi poradzić. A jest się nad czym zastanawiać - dziwne zachowania dziewczynek i panny McCraw, dziwne - na pozór bełkotliwe dialogi, pozbawieni wszelkich cech charakteru postaci czy niewyjaśnione wydarzenia. Wszystkie te aspekty dają jasny obraz, że nie jest ważne tutaj kto, dlaczego, w jakim celu i jak, ale zwracać uwagę odbiorcy ma niezwykła atmosfera podsycana dźwiękami z lutni pana czy długie ujęcia pokazujące ogromne skały. Ponadto wyśmienite zdjęcia na myśl przywodzące francuskie malowidła z epoki impresjonizmu.
Manipulacja nastrojem widza to coś, co reżyserowi wychodzi w sposób doskonały. Porzucenie wszelkich prób wyjaśnienia kto za tym wszystkim stoi (A może to miejscowi? - zadaje sobie pytanie jedna kobieta) pokazuje, że to nie jest kryminał. A pomimo to niecierpliwie oczekujemy na kolejne zdarzenia. To właśnie nastrojem Weir pozwala sobie ukierunkowywać oczekiwania widza. Całość kończy się tak, jak powinna. Zakończenie jest niedopowiedziane i pozwala na szeroką interpretację.
Film z roku 1975 to produkcja fascynująca i przejmująca do głębi. Ale nie każdego. Widzom przyzwyczajonym do wartkiej akcji, wybuchów czy mordobić trudno będzie przerzucić się na spokojną XIX-wieczną, australijską prerię. Tak samo nie przypadnie do gustu produkcja tym, którzy szukają w filmie postawionej czysto konkluzji - tu jej nie ma. I to jest właśnie piękne.
Na zakończenie pragnę tylko uświadomić błądzących w niesamowitej obłudzie, że film ten nie został oparty na faktach, a na motywach powieści. Zamieszanie pochodzi stąd, że autorka w sposób bardzo wiarygodny przedstawiła tę historię. Napisała ona nawet do swojej powieści dodatkowy rozdział, który wyjaśnia całą tajemnicę. Jednak proszę się tym nie przejmować. Na faktach czy nie - film i tak jest genialny.