Nonsensy tego filmu już wypunktował forumowicz Poprawiacz. Nie będę po nim powtarzał. On jest pewnie lepszy ode mnie w teologii, ale mnie też wydaje się, że martwy kawałek mięsa jako świadectwo, że Jezus żyje, to dość dziwny pomysł. Niezależnie od tego, w co kto wierzy.
Akurat fragment o Sokółce (bo zapewne do tego pijesz, aczkolwiek nie widziałam nigdy krwawiącego martwego mięsa) to jedynie malutki kawałek filmu - widziałeś dalej? o.O Rozumiem, ze komuś się może nie podobać, ale dla mnie był akurat bardzo ważny i bardzo rozwalający, mam do tego prawo tak samo. I też wydaje mi się, iż nie ma sensu tworzyć kolejnej kopii tematu z wypowiedziami pana Poprawiacza - nie ma sensu powtarzać tego samego, więc nie ciągnę wątku na temat "dziwnego pomysłu" :)
"nie widziałam nigdy krwawiącego martwego mięsa"
Naprawdę nie jadłaś nigdy krwistego befsztyka?
"był akurat bardzo ważny i bardzo rozwalający"
To byłoby miło, gdybyś trochę konkretniej napisała, co i dlaczego było ważne. Zawsze istnieje możliwość, że zauważyłaś coś, czego kto inny nie dostrzegł.
Nie jadłam. Nie lubię mięsa.
Co było ważne - np wyznanie Cataliny Rivas, która zwróciła uwagę, że głównie prosimy a nie umiemy dziękować. Oraz opowieść z Rwandy - dzisiaj narzekamy na to, co się dzieje u nas, ale trochę też użalamy się nad sobą, bo tam nadal jest niezbyt fajnie, a ludzie jakoś mają w sobie więcej radości i otwartości. Porównałam sobie mszę w typowym polskim kościele oraz tę z Rwandy i zrobiło mi się głupio, ze jesteśmy tacy depresyjni i nie umiemy się cieszyć choćby z tego, ze w ogóle mozemy iść na tę mszę, podczas gdy oni mają z tym poważny problem logistyczny.
Generalnie chdoziło o to, ze Bóg nie jest jakąś tam odległa postacią z kosmosu, ale że jest obok nas, tylko my tego nie widzimy - i na filmie są sytuacje, gdy własnie ludzie zaczynają to zauważać.
Co to miałoby znaczyć, że Bóg jest obok nas? Nie teologicznie, ale praktycznie.
A cieszenie się i depresyjność na uroczystościach religijnych bardziej zależy od ogólnego stylu życia niż od religii. Amerykańscy protestanci też są obowiązkowo bardzo radośni. A już w murzyńskich parafiach to odchodzą imprezy na całego. Z kolei w Polsce depresyjni są i katolicy i ateiści i pewnie polscy muzułmanie też :-(
Dlatego porównałam zachowanie się wyłącznie katolików, w Polsce i Rwandzie. Praktycznie - hmm, że widzimy i odczuwamy jego działania? :)
"Praktycznie - hmm, że widzimy i odczuwamy jego działania?"
Chodzi Ci o trzęsienia ziemi, burze i tsunami?
Film oglądałem, chyba nawet gdzieś mam na płytce, natomiast ciekawi mnie, co to tak naprawdę znaczy, gdy ktoś mówi (w tym wypadku Ty), że widzi i odczuwa działanie Boga. Bo język religijny jest, przyznasz, dość szablonowy. To trochę jak teksty piosenek o miłości w rodzaju "kochałem ją nad życie, a ona zdradzała mnie skrycie". Czasem jest to tylko powtarzanie utartych zwrotów, a czasem coś się za tym kryje. No i próbuję dotrzeć, co.
Zajrzałem przy okazji na Twój profil. Czemu nie interesuje Cię "Wielki błękit" albo "Dziecko Rosemary", a chcesz obejrzeć "Nieustraszonych pogromców wampirów"?
"Wielki błękit" widziałam kiedyś, "Dziecko Rosemary" też. Zapewne odznaczyłam, ze Błekit mnie nie interesuje przy sprawdzaniu gustomierza,bo nie podliczam do oceny filmów w dzieciństwa - w zasadzie mogłabym go jeszcze raz zobaczyć. Dziecko Rosemary oglądałam ze dwa razy w podstawówce i mi wystarczy. A Pogromców nie widziałam, opis wydaje się interesujący.
W ogóle dzieki, ze zwróciłeś mi na to uwagę, bo nie zauważyłam, jak dużo mam tam rzeczy, które znam. Zapewne to kwestia gustomierza.
Ten gustomierz to w ogóle poroniony pomysł. Nie wiem, dla kogo taki ficzer wymyślili.
Ale od "Dziecka Rosemary" bardziej mnie interesuje ta widzialna i odczuwalna obecność Boga.
Wiesz, piosenki o milości wydają się kiczowate i smętne, dopóki człowiek si enie zakocha - wtedy zaczyna ich słuchać i ma poczucie, ze faktycznie, coś jest na rzeczy
Dla mnie jest podejrzane, jeśli ktoś chce przeżywać swoją miłość słowami kiczowatej piosenki, bo to jednak nie jest obojętne dla samego przeżycia. To samo jest chyba z przeżyciem religijnym. Dlatego zależy mi na wydobyciu spod schematu, frazesu tego, co indywidualne.